Fragment opowiadania "Lokator"
- Wstałbyś już! Siódma godzina, spóźnisz się znowu, śniadania nie zjesz...
Byłem pewien, że zostawiłem włączony telewizor i słyszę poranną powtórkę
jakiejś telenoweli. Albo że to głos zza ściany. Podniosłem głowę i zobaczyłem
jego. Siedział sobie wygodnie w krześle, nawet na mnie nie patrząc, spokojnie
sączył sobie kawę i przeglądał „Gazetę Wyborczą”.
- Kim pan jest? – krzyknąłem przerażony.
- Lokatorem – odpowiedział spokojnie i wbił wzrok w ostatnią stronę gazety.
- He, he, Legia ze Stalą Sanok przegrała – zaczął się śmiać.
Proszę stąd wyjść – powiedziałem stanowczo, lecz kulturalnie.
Wyluzuj i lepiej zrób sobie śniadanie do pracy. Chyba, że znowu chcesz cały
dzień jechać na batonikach...
Wstałem z łóżka i podszedłem do niego. Dopiero z bliska zauważyłem, że ma
bardzo pospolitą twarz, że cały jest jakiś taki przeciętny, statystyczny. Lekko po
trzydziestce, ani gruby, ani chudy, raczej brunet, żadnych znaków
charakterystycznych. Ubrany w dżinsy i sweter z bazaru.
Uderzyłem go pięścią w twarz. Nawet nie oderwał wzroku od gazety.
Ciekawe co to będzie z tym Beenhakerem... – powiedział raczej sam do siebie.
Chwyciłem za jego bazarkowy sweter i próbowałem go podnieść aby następnie
najzwyczajniej w świecie wyrzucić za drzwi. Okazał się dużo cięższy niż mogłem
przypuszczać, więc musiałem zrezygnować z tego rozwiązania. Poszedłem do
kuchni. On w tym czasie zaczął czytać „Życie na gorąco”.
- Ciekawe czy ten drugi bliźniak też wygra „Taniec z gwiazdami” – powiedział w
moją stronę.
Potrzebowałem jakiegoś dużego noża...
- Szukasz noża? – zapytał – Nie znajdziesz...
Poszedłem po telefon komórkowy i wybrałem numer policji. Zajęty. Spróbowałem
jeszcze trzy razy, ale ciągle słyszałem tylko informacje o zajętej linii.
- Słuchaj, koleś, wynosisz się stąd albo cię stąd wyniesie policja – powiedziałem
kierując w jego stronę palec wskazujący.
- Weź się lepiej ubierz, a nie odstawiaj mi tutaj kabaretu...
Rzeczywiście trochę głupio mogłem wyglądać grożąc mu w samych bokserkach.
Otworzyłem szafę i wyciągnąłem pierwsze lepsze spodnie, jakąś koszulkę i
skarpetki. Ubrałem to wszystko dosyć szybko, po czym dostrzegłem jego
potępiające spojrzenie.
- O co ci chodzi? – zapytałem.
- Nie, nic...
- Jak nic, jak widzę, że coś.
- Nic takiego.
- Słuchaj, człowieku – krzyknąłem – powiedz o co ci chodzi! I tak w ogóle kim ty
jesteś? Skąd się wziąłeś w moim mieszkaniu? I czego ty, do cholery, chcesz?
- Założyłeś koszulkę na lewą stronę – odpowiedział spokojnie.
Spojrzałem na siebie. Faktycznie była na lewej stronie. Jak to możliwe? Zdjąłem
ją z siebie i założyłem ponownie, tym razem poprawnie. Zadzwoniłem jeszcze
raz na policję, ale znowu nikt nie odbierał. Ubrałem buty i wyszedłem z domu,
zostawiając otwarte drzwi. Zapukałem do sąsiada z naprzeciwka. Sąsiad Staszek
pracował jako ochroniarz, był dosyć potężny i przede wszystkim miał wąsa, co
mogło być kluczowe dla całej sytuacji. Ja wąsa nie miałem i w niektórych
sytuacjach było mi z tego powodu przykro.
Staszek otworzył drzwi.
- Panie Stasiu, ja tutaj z naprzeciwka jestem – przedstawiłem się na wszelki
wypadek.
- Taa... – sąsiad dał wyraźny sygnał, że mogę kontynuować.
- Mam włamywacza w mieszkaniu – wyjaśniłem.
Sąsiad – ochroniarz Staszek zareagował tak jak każdy sąsiad – ochroniarz
powinien zareagować, jak zareagować powinien każdy prawdziwy mężczyzna.
Najpierw w oczach pojawił mu się przysłowiowy błysk, a następnie pojawiła się w
dłoniach pałka wielofunkcyjna.
Sąsiad Staszek profesjonalnie przekroczył próg mieszkania, zapytał
wzrokiem dokąd ma się kierować, na co ja wzrokiem odpowiedziałem mu, że
przed siebie. Kiedy znalazł się już w pokoju jego wyraz twarzy przedstawiał
wyłącznie zdziwienie.
- Gdzie on jest? – zapytał sąsiad – ochroniarz.
I w tym momencie nie wiedziałem czy to jakiś kolejny żart czy co, bo włamywacz
siedział sobie dokładnie na tym samym krześle, nie czytał już co prawda żadnej
gazety, ale palił za to papierosa.
- To on! – krzyknąłem wskazując na nieproszonego gościa.
Sąsiad Staszek wbił wzrok w ścianę, potem przyjrzał się dokładnie krzesłu, aż w
końcu opuścił swoją pałkę wielofunkcyjną, która wcześniej przez cały czas była w
gotowości.
- Koleś, nie wiem co ty bierzesz, ale lepiej przestań – powiedział mi sąsiad, po
czym opuścił mieszkanie.
- To jakiś spisek! – krzyknąłem.
- Z takim podejściem może zostaniesz kiedyś prezydentem – zwrócił mi uwagę
intruz.
Usiadłem zmęczony na krześle zaraz obok niego i wyciągnąłem papierosa.
Zacząłem szukać zapalniczki. Po chwili zobaczyłem ją zapaloną, skierowaną w
moją stronę, w jego dłoni.
- Kim ty właściwie jesteś? – zapytałem.
- Cieszę się, że przeszliśmy na ty. Jak już mówiłem, jestem lokatorem. Kupiłeś
mieszkanie lokatorskie. Takie mieszkanie ma to do siebie, że w pakiecie
zawiera lokatora. Czyli mnie. Wszelkie próby wyrzucenia mnie stąd są skazane
na niepowodzenie. Nawet gdybyś zdecydował się wyprowadzić, nie pozbędziesz
się mnie. Co najwyżej pojawię się w twoim nowym miejscu pod nieco zmienioną
postacią. Mogę na przykład mieć wąsa.
BIMBER - Fragment książki